niedziela, 11 grudnia 2011

Wpływ Księżyca

Coś wisiało w powietrzu od samego rana. Kosmita zadziornie łypał z pokoju i wyraźnie szukał zaczepki.
Śniadanie przerodziło się w biadolenie, że masło za twarde, nóż tępy, a twaróg za biały.
Już wiedziałam, że za chwilę przełączy się na program "jak wkurzyć matkę". Opanował go bezbłędnie - zawsze wie, kiedy wcisnąć odpowiedni guzik, żeby endorfiny nie rozpanoszyły się za bardzo w moim krwiobiegu.
Kolejna pretensja uruchomiła reakcję łańcuchową. Coraz głośniej, coraz szybciej, o jedno słowo za dużo.
No i nie wytrzymałam. Majtnęłam górną kończyną w łeb. Tak wiem. Zachowałam się jak gówniarz. Przyznaję, w przypływie emocji zdarza mi się popełnić rękoczyn bezpośredni (trafiania ścierką do celu nie zaliczam do tej kategorii) Zawsze żałuję. I przepraszam, i obiecuję.

Kosmita ryknął i zażądał szacunku. Potem było coś o policji, rodzinie zastępczej i zemście. Słowem – brazylijska telenowela, w której ewidentnie robiłam za szwarccharakter (taki wąsaty Leoncio). Do zbrodni w afekcie nie doszło, pokrzyczeliśmy, pozłorzeczyliśmy i zapadła cisza.

Po chwili, jakby nigdy nic, Kosmita zaczął mówić ludzkim głosem i poszedł obserwować zaćmiony Księżyc (trochę za późno się zreflektował). Zwykle tak ma. Po gwałtownym wybuchu resetuje się i nie chowa urazy. Ani chybi mój syn. Oboje lubimy dramatyczne sceny :)

Potem pojechaliśmy na Jasełka w wykonaniu kolegów z zaprzyjaźnionego gimnazjum. Zupełnie rozbroiło mnie połączenie religijnych wątków z klimatami gangsta i diabolicznymi, skąpo odzianymi śnieżynkami. Kosmitę chyba ujął ich taniec (wyraźnie inspirowany popowymi teledyskami rodem z MTV), bo uśmiechał się i był czarujący. Inne matki, posiadaczki potomstwa w wieku przedkosmicim, z podziwem patrzyły na czułe gesty i słowa, którymi mnie obdarzał.

Tak, życie z Kosmitą przypomina jazdę kolejką górską. Jak się puści pawia od razu jest lżej. Takie żołądkowe katharsis :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz