sobota, 3 grudnia 2011

Strajk włoski

Kosmita pieczołowicie i z namaszczeniem wykonuje pewne czynności życia codziennego. Ubieranie zajmuje mu średnio pół godziny, który to akt poprzedza nie krótsza kontemplacja ubrań na wieszaku. Do tego układanie czubka na głowie za pomocą palców usmarkanych żelem lub innym glutem - krok po kroku, według sprawdzonej metodologii, wypracowanej empirycznie, metodą prób i brzemiennych w skutkach błędów. Czy macie pojęcie, ile jest różnych środków do układania włosów? Pasta, guma, żel, lotion - nie mam pojęcia, czym się różnią, ale Kosmita testuje i szczegółowo opowiada o obcowaniu z powyższymi zaufanym fryzjerom:)
Potem podróż do kuchni i eksploracja lodówki. Pieczołowite przeżuwanie każdego kęsa (mam wrażenie, że zgodnie z naukami mistrzów wschodu - co najmniej 30). Chciałam to mam. Jak był młodszy ciągle marudziłam: nie jedz tak szybko, bo się zakrztusisz. No to wziął sobie do serca. A teraz zrzędzę, żeby się pospieszył, bo szlag mnie trafia, gdy uprawia tę nie kończącą się gimnastykę mięśni gębowych. Nie ma to jak konsekwencja.
Za sprzątaniem po sobie Kosmita nie przepada - czasem zdarzy mu się włożyć naczynia do zmywarki. Robi to oczywiście po swojemu, budując piramidy, przestawiając z góry na dół, w te i we wte. Bo ja słabo mam opanowaną topografię zmywarki. Powinnam się uczyć i brać przykład.

Owa irytująca drobiazgowość kompletnie nie występuje w obszarze szkolnym. W tym wypadku Kosmita jest szybki jak torpeda. Wrzuca zeszyty i książki do tornistra z prędkością światła, często nie zawracając sobie głowy, żeby zajrzeć do środka. Bo jeszcze się okaże, że trzeba zrobić zadanie domowe, a przecież jest tyle czynności, które mają wyższy priorytet.
Nie ma jak wyczucie czasu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz