wtorek, 20 grudnia 2011

Na huśtawce

Smog wisi nad miastem. Powdychałam trochę tablicy Mendelejewa, odreagowując w biegu nową (a raczej starą) erę w kontaktach z Kosmitą.
Wczoraj wrócił z wycieczki rozanielony, oświadczając, że jest naładowany pozytywną energią. Aż dostałam chwilowego wytrzeszczu gałek, bo takie dictum w ustach Kosmity to biały kruk niemalże.
Do tego grzywka dała się ułożyć zgodnie z oczekiwaniami, szkolny obiad wypadł wyjątkowo smacznie oraz niespodziewanie znalazł się ulubiony szalik - obiekt szeroko zakrojonej akcji poszukiwawczej, w której powodzenie nikt już nie wierzył.

Celebrowanie dobrego nastroju Kosmita najwyraźniej uważa za szkodliwe, bo stara się mocno, żeby nie pozostawać w nim zbyt długo. Wieczorem wściekł się, bo rodzice mieli czelność wyjść z domu i nie pojawić się przez całe dwie godziny. Zachciało nam się romantycznych kolacji. Jak można było tak nieodpowiedzialnie się zachować, ignorując potrzeby Kosmity. On miał swój plan! Wprawdzie mieliśmy w nim odegrać role drugoplanowe, ale to był jedyny słuszny scenariusz.
Wymówkom nie było końca, pretensje i gadki umoralniające wypluwał z siebie jeszcze dziś rano.
Włączyłam tryb "ignorowanie", ale nie wytrzymałam i palnęłam monolog, że mam prawo, Kosmita nie jest pępkiem świata, a proporcje między obowiązkami i przyjemnościami są w jego życiu delikatnie mówiąc lekko zachwiane.
No to mi się dostało: Bo ty taka owaka, wredna, nierozumna istota i jeszcze pożałujesz. Standard.

Jestem zmęczona zmiennymi nastrojami Kosmity. Nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. Jakbym budziła się w pokoju ze ścianami pomalowanymi na biało, a wieczorem zastawała czerwone. Nazajutrz znów białe, a wieczorem zielone...
Czasem czuję jakbym mieszkała pod jednym dachem z doktorem Jekyllem i Mr. Hydem. Uwielbiam ten moment, gdy Kosmita idzie spać i nie muszę zgadywać, którą część osobowości ujawni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz