wtorek, 6 grudnia 2011

Mikołajki

Jak co roku w szkole odbyło się losowanie i jak zawsze była zagwozdka, co kupić koledze, który nie wiadomo, co lubi, nie wiadomo, co ma i nie wiadomo, z czego się ucieszy.

W czasie burzy mózgów rzuciłam stałą i sprawdzoną pozycją - książkową znaczy się. Kosmita się obruszył, że wypełniali kartki z preferencjami i on wyraźnie zaznaczył, że NIE chce książki ani kubka. I wielu kolegów tak zrobiło.

A co Twój wybraniec zaznaczył? Że chce niespodziankę.
Masz Ci los. Jak kupić pierwszorocznemu gimnazjaliście jakiś sensowny gadżet za całe 30 złotych? A raczej bezsensowny. Trzeba się przestawić na tory myślenia nastolatka. Jak coś jest dziwaczne, podejrzanie wygląda i nie wiadomo do czego służy - to jest super prezent.

Wygrzebałam coś w zabawkach dla trochę większych chłopców.
Mikołaj przyniósł koledze zezowatą buźkę, w której chowa się 30 centymetrów jęzora (się pociąga, a potem zwija)


Oraz wibrujące magnesy, wydające dziwne dźwięki.

Kosmita był zachwycony i zażyczył sobie drugi zestaw na własny użytek. Udało się. Potrafię myśleć jak czternastolatek:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz