środa, 8 lutego 2012

Poranne zapasy

Kosmita nie jest rannym ptaszkiem. Celebruje wieczorne nastawianie budzika choć wiem, że rano przywali mu w paszczę i będzie walczył o każdą minutę snu. Walczył ze mną oczywiście. Czasem w kilku rundach, do upadłego.
Proces wyrywania Kosmity z objęć Morfeusza to żmudne i niewdzięczne zajęcie. Po zmianie czasu, gdy o świcie za oknem panowały ciemności, wrzeszczał: "Zwariowałaś, dlaczego budzisz mnie w środku nocy?", po czym nakrywał głowę kołdrą i tyle go widziałam.
Schemat porannego przywracania przytomności umysłu i stawiania do pionu wygląda mniej więcej tak:

Subtelne środki werbalne:
"Wstawaj synku, już 6.30, spóźnisz się do szkoły. No wstawaj szybko".

Wzmożona perswazja:
"No słyszysz, co mówię? Wstawaj, no już, ile razy mam powtarzać (zdarza się wzmocnienie "cholerą").

Potok frustracji:
"Ciągle to samo, ile można cię budzić, mam już tego dosyć, kiedy w końcu zaczniesz być odpowiedzialny? Masz już czternaście lat i dalej bez mamusi nie wstaniesz...

Mogłabym dłużej w podobnej konwencji, ale zwykle szybko orientuję się, że metoda zawodzi i trzeba wdrożyć bardziej radykalne środki.
Zaczynam więc gładzić, trącać, rytmicznie ugniatać, a gdy to nie działa zabieram kołdrę. I wreszcie następuje szczęśliwy finał - Kosmita zrywa się na równe nogi i złorzeczy na swój podły los.
I dopiero wtedy się zaczyna: Gdzie mój zeszyt do matematyki, gdzie moja koszula, gdzie spodnie, daj pieniądze na kino, podpisz uwagę w dzienniczku, zrób omlet. Gorączkowe poszukiwania, pakowanie, wypluwanie pretensji, łykanie w pośpiechu substancji odżywczych, miłego dnia, trzaśnięcie drzwiami.
Uwielbiam ten moment po. Wtapiam się w muzykę ciszy. I sącząc kawę wcale nie myślę, że jutro też będzie poranek:)

1 komentarz:

  1. Hehe, w kwestii poranków zdecydowanie mam coś wspólnego z Kosmitą :) Dobrze, ze dzienniczka do podpisywania przynajmniej nie muszę pokazywać. A i monodram sama odegrać :))))

    OdpowiedzUsuń