Potem podróż do kuchni i eksploracja lodówki. Pieczołowite przeżuwanie każdego kęsa (mam wrażenie, że zgodnie z naukami mistrzów wschodu - co najmniej 30). Chciałam to mam. Jak był młodszy ciągle marudziłam: nie jedz tak szybko, bo się zakrztusisz. No to wziął sobie do serca. A teraz zrzędzę, żeby się pospieszył, bo szlag mnie trafia, gdy uprawia tę nie kończącą się gimnastykę mięśni gębowych. Nie ma to jak konsekwencja.
Za sprzątaniem po sobie Kosmita nie przepada - czasem zdarzy mu się włożyć naczynia do zmywarki. Robi to oczywiście po swojemu, budując piramidy, przestawiając z góry na dół, w te i we wte. Bo ja słabo mam opanowaną topografię zmywarki. Powinnam się uczyć i brać przykład.
Owa irytująca drobiazgowość kompletnie nie występuje w obszarze szkolnym. W tym wypadku Kosmita jest szybki jak torpeda. Wrzuca zeszyty i książki do tornistra z prędkością światła, często nie zawracając sobie głowy, żeby zajrzeć do środka. Bo jeszcze się okaże, że trzeba zrobić zadanie domowe, a przecież jest tyle czynności, które mają wyższy priorytet.
Nie ma jak wyczucie czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz