A ja wyrzucam, pakuję do worów i wynoszę w siną dal (najbezpieczniej śmietnik dalej, bo mogą zdążyć coś ocalić;), zyskując kilka milimetrów w naszej mikroskopijnej życiowej przestrzeni. Mam reputację bezlitosnego buldożera. Zidentyfikować, zmiażdżyć, zniwelować. Mam na sumieniu większość zagubionych przedmiotów.
Kosmita broni jak niepodległości każdego drobiazgu. Dzisiejsze sprzątanie skończyło się awanturą, bo przekładał swoje skarby z zielonego pudła do pomarańczowego, a papierzyska z teczek wylądowały w segregatorach. Do śmieci trafiły 4 luźne kartki i pęknięte opakowanie płyty CD. Żaden kompromis - wywiezienie tego i owego do rezydencji babci, obdarowanie młodszego kuzyna - nie wchodzi w grę. Jak się wysypuje z szafy, Kosmita jest szczęśliwy. Muszę zacisnąć zęby i pomyśleć nad strategią. Obawiam się, że po dzisiejszym sprzątaniu przypomniał sobie, co trzyma w szafie i ma w głowie szczegółową ewidencję środków trwałych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz