Czytam, dłubię w klawiaturze, omiatam wzrokiem domowe sprzęty i odrapane ściany (tak, remont to najbardziej szalony pomysł, jaki przychodzi mi do głowy). Zastanawiam się, co robi Kosmita. Wiedziona impulsem i nagłym porywem matczynej miłości dzwonię:
- Cześć syn, jak ci mija dzień?
- Dobrze
- A coś więcej?
- No dobrze, muszę lecieć, piekę banany
Tośmy pogadali. Kosmita jest pochłonięty swoimi sprawami. Szczęśliwy i zadowolony. A jeszcze nie tak dawno dzwonił pięć razy dziennie, żeby zapytać, co robię. Trochę brakuje mi kosmicznej energii, mobilizuje mnie i daje poczucie równowagi. No i uwielbiam słowne przepychanki, których nie mam żywcem z kim uprawiać. Tata Kosmity profilaktycznie założył słuchawki, jeszcze się nasłucha, gdy latorośl wróci z wojaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz