środa, 13 czerwca 2012

Wybujała ambicja

Zostałam dziś pełnoetatowym konsultantem do spraw historii komputeryzacji i tradycyjnej kuchni bieszczadzkiej. Kosmita przypomniał sobie, że grozi mu szóstka z informatyki. Ta wisząca nad jego roztargnioną głową groźba zostanie spełniona pod warunkiem skonstruowania prezentacji na jedyny słuszny temat. Poza tym w weekend jest szkolny festyn rodzinny i nieodzowny jest plakat. Koniecznie na kawałku zielonego bristolu, szczodrze oklejonego fascynującymi tekstami i sugestywnymi zdjęciami. Inaczej nici z atmosfery i integracji rodzice-kosmici.
Wiadomo, że zielony bristol w rozmiarze A3 jest w każdym szanującym się gospodarstwie domowym towarem pierwszej potrzeby. Gdy więc Kosmita o 21-ej zaanonsował zapotrzebowanie bardzo się zdziwił, że nie ma. Wprawdzie zarejestrował wcześniej, że drukarka nie działa, ale sądził, że w jakiś magiczny sposób się naprawiła. Kleju też nie ma?! No nie ma. Kosmita zaczął biadolić i z wyrzutem stwierdził, że przecież powinnam go wspierać w wysiłkach, bo ciągle marudzę o pracowitości, kreatywności i ambicji, a gdy on chce, ja się wkurzam. Wyjątkowo zrezygnowałam z wygłoszenia mądrości o zarządzaniu czasem, planowaniu i odkładaniu na ostatnią chwilę (jestem mistrzynią w tej ostatniej konkurencji).
Wybiegłam w ciemną, burzową noc, zmusiłam leżącą już w łóżku koleżankę do uruchomienia drukarki, zdobyłam zielone kartki i klejopodobne mazidło. Wsparcie udzielone, reszta w rękach Kosmity, który nadal pieczołowicie wycina, wykleja i zmienia koncepcję. Zaiste, dawno nie widziałam go tak zaangażowanego. Mam nadzieję, że skończy wszystkie projekty przed północą, a jutro nie przyjdzie mu do głowy testowanie przepisów na warenyky, hreczanyki i inne łemkowskie specjały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz