niedziela, 30 września 2012

Miłe złego początki

Ja: (miękko i czule)
 - Syneczku...
Kosmita: (ozięble)
- Ty  mi tu nie syneczkuj...
Ja: (niezrażona)
- Ale tak pięknie układasz naczynia w zmywarce, ja tak nie potrafię.
Kosmita: (z politowaniem)
- Weź nie stosuj na mnie tych swoich metod szkoleniowych*. Ciągle mi powtarzasz, że to najpiękniejszy i najbardziej beztroski okres w moim życiu, bo nie mam żadnych obowiązków oprócz nauki. No to się uczę. Jutro mam sprawdzian z historii. I mogłabyś się trochę przyłożyć a nie wrzucać te naczynia jak popadnie.

Ranyboskie! Kosmita słucha, co do niego mówię! I wyciąga wnioski. Daleko idące.

* To akurat usłyszał od ojca, na którym uparcie ćwiczę komunikat „ja” i motywowanie pozytywne. Gdy zaczynam się robić słodka jak cukiereczek obaj stają się podejrzliwi. Zdecydowanie bardziej komfortowo czują się przy wersji jędzowatej. Że też funduję im taki dysonans zamiast konsekwentnie zrzędzić i utyskiwać;)